Wyruszyliśmy (klasy 3a, 3b i śladowe ilości 3d i 3f) o pierwszej w nocy, po długim oczekiwaniu na spóźnione indywiduum, którego nazwiska z przyzwoitości (RODO) tu nie podamy. Do kraju reformatorów religijnych, czyli Czech, dojechaliśmy wczesnym rankiem, by kilka godzin później dotrzeć do granicy Austrii. Nietrudno było to odkryć - choćby dzięki zwiększającej się stale jakości przydrożnych toalet. Późnym popołudniem, około godziny siedemnastej, Alpy przysłoniły horyzont, a my, tym samym przekraczając granicę austriacko-włoską, trafiliśmy do naszego pierwszego hotelu.

IMG 20230602 WA0068

Pierwszy dzień po pobudce spędziliśmy w Weronie, mieście tragicznego romansu Romea i Julii. Odwiedziliśmy Arenę, miejsce niegdysiejszych walk rzymskich niewolników. Później zwiedziliśmy Piazza Delle Erbe, dom Julii i Kamienny Most.
Następnego dnia wyruszyliśmy wczesnym rankiem, kierując się do republiki San Marino. W tym miejscu warto wspomnieć, iż Włosi nie zwykli jadać obfitych śniadań, starcza im bowiem suchar z dżemem popity dobrą kawą. Nasza główną myślą było więc zdobycie czegoś konkretnego do jedzenia, udało się do dopiero po przyjeździe na miejsce. Miasto, do którego dotarliśmy, otoczone było doskonale zachowanymi XV-wiecznymi murami, które w dawnych czasach zapewniały mu zachowanie świetności. Dziś jednak popularność miejsce to zawdzięcza bardziej liberalnej polityce ekonomicznej. Miasto zachowało swój system polityczny wykreowany w renesansie, podobnie jak piękną architekturę tamtych lat. Mieliśmy tam okazję kupić wiele pamiątek niedostępnych w innych państwach tej części Europy. W samo południe opuściliśmy Najjaśniejszą Republikę San Marino, by udać się do Urbino, miasta, którego centrum jest wpisane na światową listę zabytków UNESCO - nie bez powodu, gdyż miejsce to utrzymało swoją średniowieczną architekturę, bez najmniejszych wpływów dzisiejszego świata. Wróciliśmy późnym popołudniem, a właściciel hotelu czekał na nas z klasyczną, trzydniową włoską obiadokolacją. Pierwsze danie stanowi zawsze makaron w różnych postaciach, później na stół wkraczały dania mięsne, poprzedzając różnego rodzaju desery. Następnego dnia, z samego rana udaliśmy się do Bolonii, gdzie niestety już od pierwszego momentu widać było, że bezdomni wyraźnie odstawali od kolorowej i przyciągającej atmosfery miasta.
Po całodniowym zwiedzaniu udaliśmy się do kolejnego hotelu, nieróżniącego się wiele od swojego poprzednika. Kolejny dzień rozpoczął się niełatwą podróżą do ojczyzny Marco Polo i festiwali filmowych. Najpierw przekroczyliśmy most zbudowany niegdyś przez przywódcę istniejącego niegdyś na tych terenach faszystowskiego państwa. Po wpłaceniu opłaty za przekroczenie granicy miasta byliśmy zmuszeni do zmiany środka transportu na łódź, gdyż do miasta nie mają wjazdu żadne pojazdy mechaniczne. Przewodniczka opowiedziała nam o zabytkach, dawnym oraz współczesnym życiu mieszkańców tej wodnej metropolii, podczas gdy grupa (wygłodzona po włoskim śniadaniu) snuła marzenia o klasycznej, włoskiej pizzy. W końcu wyruszyliśmy zwiedzić miasto na własną rękę, by każdy mógł kupić sobie pamiątkę. Później wyruszyliśmy w wyczerpującą, obfitą we wrażenia podróż autokarem do domu. Wróciliśmy przez państwo naszych południowych sąsiadów, by do miasta naszego rodzimego dotrzeć około godziny ósmej, radując się widokiem czekających na nas rodzicieli.

Bartosz Leśny, Oskar Wilanowski, korekta: Jakub Dopke